Komentarze: 0
Wstrzymywanie łez jest jak wstrzymywanie orgazmu - antygwałt na samym sobie.
Ciągle cię widzę na tym przystanku, nie umiem żyć bez ciebie.
Chyba się po prostu powieszę, na byle czym i byle gdzie.
Wstrzymywanie łez jest jak wstrzymywanie orgazmu - antygwałt na samym sobie.
Ciągle cię widzę na tym przystanku, nie umiem żyć bez ciebie.
Chyba się po prostu powieszę, na byle czym i byle gdzie.
Leżeć i obmyślać swoją wymarzoną śmierć samobójczą, to jak czekać na wygraną na totolotka. W tym drugim co prawda trzeba/wystarczy kupić los i... przegrać, ale też czeka się na coś, co rozwiąże wszystkie problemy bez czasu i pracy. Wielka wygrana zapewni dostatek, wielka śmierć zapewni spokój.
Chcę śmierci estetycznej, która nie zdeformuje mojego ciała, nie rozczłonkuje go, nie zostawi krwi, opuchlizny, wykręconej gęby. Takie szczęście w nieszczęściu dla tych, którzy mnie potem zobaczą, martwego i odeszłego na zawsze, ale jakby śpiącego. Myślę o truciźnie, w płynie lub tabletkach, szybkiej truciźnie, która odbierze dech i świadomość w momencie połknięcia; nie chcę się obudzić obrzygany, sparaliżowany, detoksowany. Jedyne, co mnie martwi, to to, że podobno moje organy nie będą się już nadawały do przeszczepów. No ale skoro zostawiam rodzinę i przyjaciół bez swojego, ujmijmy to umownie, ducha, to czemu miałbym się przejmować tym, iż obcy nie dostaną moich narządów?
Bez niej moje serce i tak jest do niczego.
Leżę więc i zastanawiam się, jaka to powinna być trucizna, i skąd ją wziąć. Leżę aż do obiadu, kończę czytać książkę, potem w radiu słucham "Spotkania z nożem" - Białoszewski w szpitalu.
Wpadła na chwilę, podziękować, a ja nie byłem w stanie nawet spytać, czy już doszło, czy tylko dziękuje za wysłanie. Może to drugie, bo chyba by jeszcze nie dotarło. Zresztą gdy już dostanie, jak zareaguje na to, co jest w środku oprócz płyty? Otworzy drugą kopertę, nie otworzy, skomentuje to jakoś, kolejny raz powie, że mam o tym zapomnieć?
Pyta mnie, co słychać, co u mnie, opowiadam, co robiłem przez ostatnie dwa dni, mówię o urzędzie, korekcie, o śniegu, o wróblu, o wieczornym spacerze, łzy przemilczam, mówię, że rozmyślałem. Ciula tam rozmyślałem, powłóczyłem nogami, ocierałem łzy, gadałem do siebie, do niej, przekonywałem się, że mam jeszcze żyć, bo wszystko będzie dobrze i nie warto tego robić bliskim. Przejeżdżającemu za szybko kierowcy życzyłem, by się nie rozbił, żeby żył. A mijając dom z oświetlonym oknem w poddaszu, życzyłem wszystkim, aby kiedyś tak minęli moje szczęśliwe okno, gdzie będę w cieple z nią.
Ale ona się ode mnie oddala. Na moje "a tobie jak idzie?", pada schematyczne "prace, nauka, sesja". Wcześniej "real mnie wciąga". Nim zdążę spytać, co wciąga prócz nauki - już idzie.
Nie umiem żyć bez niej, nie mam dokąd wracać, dokąd uciekać. Już tylko śmierć; w najczarniejszych chwilach planuję ostatnią rozmowę przez telefon, ostatnie pytania, może jeszcze list do rodziny, potem tamten zajazd, trucizna, może sms "jestem w pokoju nr 5" i koniec.